Amvaradel napisał(a):
Wydaje mi się, że autor artykułu ma uraz do pewnego nurtu w psychiatrii - mianowicie do jej redukcjonistycznej wersji. Byli i są jeszcze zapewne psychiatrzy, którzy uważają środki farmakologiczne za jedyne rozwiązanie. Nawet psychoterapię uważają za bezsensowną, a co dopiero jakiś "trening szamański".
Zgodzę się, może pisze o wycinku psychiatrii. Ale pisze jak o całej. Na tej samej zasadzie ja uważam, że różnych speców od "duchowości" powinno się przymusowo brać na neuroleptyki, a jak nie pomoże, to równie przymusowo podłączyć ich pod opiaty, żeby zeszli w błogości i nie zaśmiecali sobą świata. Pewnie p. Havasona podłączyłbym jako jednego z pierwszych.
Sam też nie uważam, żeby trening szamański był jakimś cudownym rozwiązaniem. Dzisiejszy świat jest produktem tej nudnej, materialistycznej nauki. Poradziła sobie nieźle. Rozwiązaniem nie jest skrzeczeć, żeby nagle zaczęła brać na poważnie "tradycje", które mają za sobą tysiąclecie nieskuteczności, ewentualnie skuteczności ograniczonej, owiniętej w mity i nieporozumienia. Sztuką jest w krytyczny i poparty rzetelną empirią sposób zaproponować, gdzie i jakie elementy mogą sobie znaleźć miejsce. Przyznaję - trudno się przepchnąć przez nadętych materialistów, ale każdy wielki "duchowościowiec" powinien z pokorą zauważyć, że zbieramy naszą karmę
Za całe wieki nadęcia i błędnych wyjaśnień świata podstawianych jako Najwyższe Prawdy mamy teraz pogardę. Należało się? Należało
Amvaradel napisał(a):
Czy jest w ogóle jasna granica? Być może nie. Być może jedynie "po owocach ich poznacie"
Hm, z punktu widzenia psychiatrii czy psychologii zaburzeń to trochę późny etap, jeśli mam przez to rozumieć "zostawmy ich samych i zobaczmy, jak się to skończy". Zwłaszcza, jeśli np. połowie tych ludzi można pomóc farmakoterapią, bo przykro mi, ale to ta ostatnia doprowadziła do jakiegokolwiek postępu w psychiatrii.
Ja naprawdę podzielam opinię, którą wyraziłaś, a które też - przyznajmy - bardzo, bardzo nieśmiało ukrywa się w pożałowania godnym artykule Havasona - że istnieją analogie... być może nawet ciągłość między psychozą a stanami mistycznymi. Nie mam nic przeciw "rozmawianiu z aniołami" czy czymkolwiek w tym rodzaju. Prawdę rzekłszy, to obawiam się, że wszystko, co większość z nas robi to zwykłe udawanie, właśnie dlatego, że tamta rzeczywistość nie "włamała się" na stałe do naszej. Z tego punktu widzenia permanentny kontrakt z "drugą stroną" jest znamieniem "udanej" praktyki duchowej. A, to że ktoś sobie cośtam wyobraża, nawet dość plastycznie, to jego ekscentryczne zabawy.
Może tak jest. Ale też właśnie warunkiem jest kontakt z rzeczywistością, tą twardą, o którą można sobie łeb rozbić. Uważam, że tekst Havasona i podobne poglądy są nieodpowiedzialne, zwłaszcza w ustach psychiatry. Zwłaszcza, że padają w środowiskach, które są z natury niepokorne. To tworzy wrażenie, że mamy "nową inkwizycję". Współcześnie naprawdę w zwykłym googlu można znaleźć pełne artykuły pod hasłem
spiritual emergence/emergency. Tam też autorzy sugerują zapewnienie wsparcia, a zaraz potem konsultację psychiatryczną. Co więcej, w podręcznikach do diagnozy, przynajmniej psychologicznej, pojawiają się stwierdzenia, że jeśli w czyimś systemie wierzeń są, powiedzmy, anioły - to halucynacje słuchowe nie są jeszcze podstawą do diagnozy schizofrenii. Powoli wszystko idzie do przodu. Powoli, bo są różni ludzie. Jedni psychiatrzy nie wyszli poza piguły, a jedni domorośli szamani do śmierci w bólu i odchodach będą się "leczyć" swoimi gusłami.
Amvaradel napisał(a):
Cytuj:
Co do tzw. "niebezpieczeństw magii", to wyjątkowo i z niechęcią podepnę się pod "tradycję" - chyba nie bez powodu większość mówi, że to niebezpieczna zabawa. "Nikt nie powinien chcieć być szamanem", a od magii można się nabawić zaburzeń. Ewentualnie ona po prostu ciągnie psychotyków i dopiero cała jazda wychodzi.
Wydaje mi się, że może tu działać sprzężenie zwrotne
Tiaaa... Też się tego obawiam.