Rutilius napisał(a):
Sporo wątków, nie do wszystkiego się odniosę...
problemem jest słowo Bóg. Osobiście stosuję je w odniesieniu do istot osobowych, nadludzkich (w skrócie). Mam wrażenie, że w twoim ujęciu czasami staje się on workiem na trzy różne kategorie sił: nadosobowych (u mnie - Absolut), osobowych i nieosobowych (podosobowych).
Rozumiem. Koniec końców, rozumujemy bardzo podobnie, tylko inaczej to nazywamy

Prawdę mówiąc, Bóg czy bóg to pojęcie bardzo szerokie i stosowane różnie w różnych kulturach (a w niektórych w ogóle nieznane). Dla pojęcia Najwyższego lepiej rzeczywiście używać terminu Absolut albo Wszechbóg (Pantheos), ten pierwszy występuje w słowniku, ten drugi trzeba dopiero "ukuć".
Rutilius napisał(a):
Z pomysłem, że siły przyrody są przejawem Bogów mam problem zasadniczy: są one bezosobowe, podatne na manipulacje.
Prawdę mówiąc dobra uwaga; z drugiej strony ja myślę sobie tak: zakładając, że istnieją i siły Natury i Bogowie, tworzymy byty, które mogą się okazać nadmiarowe; więc zgodnie z brzytwą Ockhama - która w filozofii innej niż filozofia nauki nie jest obowiązkowa, ale przydatna - staram się odcinać te, które nie wyjaśniają złożoności Świata. Jak ktoś mi powie "a gdzie są Twoi bogowie" to powiem "rozejrzyj się wokół siebie, spójrz na chwilę prosto w Słońce, pomyśl o prądzie elektrycznym, itd. Jest to oczywiście pewne uproszczenie. Przeprowadzam pewną redukcję, aby wzmocnić argument na rzecz Bogów na poziomie bliższym dzisiejszej nauce. Niemniej mówiąc "Bogowie to siły Natury" wyjaśniam parę ciekawych właściwości sił natury, takich jak ich życiodajność i niezmierna łatwość tworzenia podstaw życia, której dowodzi choćby eksperyment Millera-Ureya z tworzeniem aminokwasów za pomocą wyładowań (siła Gromowładnego) czy analogiczny eksperyment z ultrafioletem (siła Słońca). Oczywiście tego, jak jest "naprawdę", żaden z nas nie wie do końca.
Rutilius napisał(a):
Osobiście widzę to mniej więcej tak: Absolut (czyli wszystko co istnieje, niekoniecznie niezmienny, do czego wrócę) ma pewną ilość aspektów (modalności, czy jak to nazwać), które na poziomie nadludzkim reprezentowane są przez Bogów, ale mają też swoje przejawy w kulturze czy ludzkiej psychice (jako siły osobowości), a poniżej - jako siły natury. Trochę jak z kształtami czy kolorami: może być czerwone jabłko czy czerwona twarz (nie wiem na ile jasno się wysławiam). Same te modalności nie są "czymś", czyli nie tyle przenikają wszystkie poziomy jak jakaś energia, ale występuje między poziomami analogia, odpowiedniość.
Po raz kolejny myślimy bardzo podobnie, tylko innymi terminami

Osobiście chętnie dorzucę się do tworzenia współczesnej filozofii pogańskiej i myślę, że obaj będziemy mieli tu porządny wkład. Faktem jest, że ja cały czas poznaję różne nurty filozofii i gromadzę "warsztat"; ale przez to przecież da się przebrnąć. Osobiście wolę filozofię opartną na własnych obserwacjach i przemyśleniach, podpieraną jedynie osiągnięciami znanych filozofów, niż popularny w niektórych środowiskach copypasting, czyli wklejanie "co powiedział Arystoteles, Platon, Nietzsche, Marks, itd". Znajomość tych i innych filozofów jest bardzo przydatna i ważna, ale uważam, że najważniejsze jest własne myślenie - krytyczne i otwarte.
Rutilius napisał(a):
Nie jest dla mnie jasne Twoje stanowisko: najpierw piszesz
Cytuj:
Jeżeli Bogowie istnieją i działają poza czy "ponad" struną Czasu, to pojęcie jakiejkolwiek CZESNOŚCI nie ma tu sensu
A akapit dalej
Cytuj:
Najwyższy w moim rozumieniu przekształca się i rozwija razem ze wszystkim, co w ramach Niego istnieje;
Osobiście nie uznaję bezczasowości ani Bogów, ani Absolutu, moim zdaniem to poroniony wymysł eleatów podjęty potem niestety przez innych.
Widzisz, ja nad czasem też cały czas (sic!:)) się zastanawiam. Zgodnie ze współczesną fizyką wygląda na to, że jest on po prostu jedną z osi naszego Wszechświata, czy naszej 4-wymiarowej Brany (w teorii Braneworld, czyli "świata membran"). Jest to struna, która "rozwija się" z prędkością światła, z czego wynika m.in. tempo upływu czasu (właśnie takie) i - z tego co rozumiem - niemożność przekroczenia tej prędkości. Czas jest więc rodzajem sprężyny, która "nakręca" Wszechświat, jak główna sprężyna zegara mechanizm zegarowy.
W znacznie prostszej do zrozumienia teorii względności czas jest wartością względną, bo choć występuje w całym wszechświecie, to obowiązuje i "płynie" lokalnie. Już np. w osobliwości Czarnej Dziury czasu po prostu NIE MA, a w samej czarnej dziurze jest on hmmm dziwny (zresztą jest kilka typów czarnych dziur). Nie mówiąc już o teorii światów równoległych, czyli że jednocześnie, z upływem jednego kwantu czasu, z każdym drgnieniem pojedynczej cząstki elementarnej, powstaje nieskończona liczba równoległych światów-alternatyw. Tak więc czas , choć ważny, nie jest wartością absolutną i możliwe, że poza naszym Wszechświatem po prostu go nie ma albo jest tam zupełnie inny mechanizm czasowy lub podobny.
Całkiem możliwe więc, że Bogów czas w naszym, lokalnym - i w sensie naszego Wszechświata i w sensie teorii względności - nie istnieje.Możliwe też, że i przeszłość, i przyszłość, istnieją "jednocześnie" (znowu te ograniczenia językowe

w różnych "miejscach" czasoprzestrzeni, przesunięte o wektor czasu. My jesteśmy albo postaciami z filmu umieszczonymi w danej klatce (ramie referencyjnej), albo też każdym swoim czynem zmieniamy troszeczkę Wszechświat od "teraz" do nieskończoności w przyszłości. Swoją drogą daje to nowe życie pomysłom o Mojrach/Parkach/Nornach/Dolach przędących nić lujzdkiego życia... Tak czy inaczej, nie mam na sprawy związane z czasem jednoznacznej odpowiedzi. Ewolucjonistą zaś jestem podobnie jak Ty, tylko pytanie, w czym ta ewolucja bytów Wyższych zachodzi.
Rutilius napisał(a):
Jestem ewolucjonistą a Absolut to po prostu wszystko co istnieje, na wszystkich poziomach, nie jakiś zupełnie inny byt. Trochę jak stoickie "państwo ludzi i Bogów" (dodając oczywiście zwierzęta, minerały itd.). Absolut można więc kontemplować, ale jako taki średnio się nadaje do roli Boga. Jest raczej theos w sensie przymiotnikowym, "boski" niż "Bóg. Stąd kult Absolutu właściwie nie powinien być nazywany monoteizmem, bo jako taki nie stoi w sprzeczności z politeizmem.
Czyli po raz kolejny myślimy właściwie to samo:) Zauważ że w każdym przypadku trzeba lawirować między pojęciami - ja wokół pojęcia Bóg, Ty wokół pojęcia Absolut. Nic na to nie poradzimy, język jest w końcu od tego, aby się rozwijać wraz z rozwojem myśli, a nie ją blokować. Jak to ładnie powiedział poeta "aby język giętki wyjawił to co pomyśli głowa"

Rutilius napisał(a):
Jeśli chodzi o credo RkP to dwie rzeczy mnie w nim w gruncie irytują: nie tyle to, co zawiera, ale sugestia, że w istocie jest to wiara naszych przodków.
To akurat wynika z niedoskonałości RKP-owskiej broszurki; w statucie RKP otwarcie określa się organizacją neopogańską _opartą_ na wierze Przodków, a nie bezpośrednim kontynuatorem. Ja, zaczynając od tego że nie jestem członkiem RKP, uważam tak samo; twierdzenie o kontynuacji byłoby tworzeniem pseudonauki, szczególnie pseudohistorii i pseudoetnografii, bo ciągłości w sensie pełnej wiedzy o religii Słowian po prostu się nie da odtworzyć.
Rutilius napisał(a):
Pomijając już, że w może trudno powiedzieć, jaka ona była, to to z całą pewnością nie wierzyli oni w żaden "metawszechświat". Innymi słowy pachnie mi to typowo newage'owym "blefem założycielskim" czy czymś bardzo podobnym.
Pojęcie Metawszechświata - abstrahując od jego roli we współczesnej nauce, która jest znacząca - w RKP wzięło się z interpretacji Idola Zbruczańskiego. Twórcy tej interpretacji uznali, że idol ten przedstawia trzy poziomy świata: świat Bogów (przeważnie Perun, Swaróg, Perperuna i Mokosz, ale są inne interpretacje), świat ludzi (te figurki z pługiem itd) i świat Podziemny - trzy twarze przedstawiające Welesa, kojarzonego automatycznie z Trzygłowem czyli Trygławem. Dodatkowo, te figurki i poziomy zestawione razem przedstawiają jedną figurę, ośmioręką, czterotwarzową i w kapeluszu. Stąd wzięła się interpretacja : Świętowit (cała figura), poszczególni Bogowie i ludzie jako Jego aspekty i poziomy świata. Oczywiście nie znaczy to, że Przodkowie myśleli to samo, a o Metawszechświecie nie mogli móić, bo to współczesne nam pojęcie. Natomiast możliwe, że traktowali Wszechświat jako wielopoziomowy, podobnie jak wiele ludów od czasów najdawniejszych, animistycznych - praktycznie każdy szaman mówił o Podziemiach, Ziemi i Niebie, zresztą to samo jest w religiach politeistycznych, także w greckiej, gdzie dodatkowo w podziemiach są dwie warstwy - Tartar, najniższa i Hades, wyższa; potem jest Ziemia i Niebo. Wiec w tym sensie można transponować tamtejsza wizję świata trójpoziomowego, którą ten posąg najprawdopodobniej przedstawia, na współczesną nam wiedzę fizyczną. I znowu, Jahwe/Allah nie ma tu nic do roboty.
Rutilius napisał(a):
Druga sprawa - jeśli ktoś twierdzi, że wierzy w tego samego Boga, co chrześcijanie, muzułmanie i wszyscy inni, to mi się nóż w kieszeni otwiera, na taki pseudoekumeniczny bełkot: jakakolwiek znajomość teologii różnych wyznać powinna trzeźwo myślącą osobę doprowadzić do dość prostego wniosku: to nie jest ten sam Bóg! Bóg muzułmanów nie cierpiał na krzyżu, żydowski nie miał syna, a chrześcijański nie nawołuje do dżihadu tylko do nadstawiania drugiego policzka. Na jakimś poziomie można postawić hipotezę, że to przejawy jakiegoś konkretnego jednego Boga (Jahwe i Allah, bo już gorzej z Jezusem) - w naszym kręgu zrodził się pomysł, że to wracający z wygnania Kronos. Ale jego cechy charakteru z pewnością nie mają nic wspólnego czy to z Apollinem, czy Hermesem, czy Afrodytą.
Powiem Ci tak: nie jesteś jedynym , któremu nie podoba się broszurka RKP-owska

, w której jest mowa o tym, że Słowianie czczą tego samego Boga, którego NA SWÓJ SPOSÓB czczą także chrześcijanie, muzułmanie czy żydzi. Sformułowanie to bowiem zaciemnia o co chodzi w RKP-owskiej wierze w Najwyższego i nawet "na swój sposób" tego nie ratuje. Zarówno wśród członków (jak niektórzy), jak i sympatyków (jak ja) RKP dojrzewa myśl żeby spłodzić coś znacznie lepszego, co wyjaśni RKP-owską doktrynę Metawszechświata; dyskusja na ten temat tocząca się niegdyś na forum RW pokazuje wyraźnie, ze z powodu tej broszurki, ale także braku woli drugiej strony, nie mogą się dogadać osoby ze związków, które mają podobne założenia; bo RKP-owski Metawszechświat to to samo co uznawany w RW Bogoświat, to samo co mój Wszechbóg i Twój Absolut. Z Jahwe i Jego rodzinką (Jahwe/Jezus/Duch Święty) nie ma On NIC wspólnego, tzn. jeżeli Jahwe istnieje, to jest oczywiście Jego częścią, ale nie na odwrót, tzn. Metawszechświat/Bogoświat/Wszechbóg/Absolut NIE JEST Jahwe. Jahwe to plemienne bóstwo Izraela, które - jak widać po różnicach między Starym, a Nowym Testamentem - mocno ewoluuje i zobaczyło, że samą zazdrością i karaniem nie da się "wychować sobie" swojego ludu.
Ja już rozmawiałem z osobami z RKP na temat zarówno tej broszurki, jak i spisania zasad etycznych, coś na zasadzie Dziewięciu Cnót Asatru i takie prace są, można powiedzieć, w toku.
Rutilius napisał(a):
Wiem, że pokusa łączenia wszystkiego ze wszystkim na pewnym etapie jest przemożna, ale obawiam się, że do niczego nie prowadzi.
Jako ewolucjonista widzę, że przyroda zmierza do różnorodności, nie do unifikacji. Dlatego jako element tej różnorodności toleruję również RKP. Mam jednak prawo apelować o odrobinę dyscypliny terminologicznej i uporządkowania w myśleniu, tak jak i inni mogą korygować moje błędy.
Całkowicie się z Tobą zgadzam że nie warto łączyć wszystkiego ze wszystkim i że różnorodność to podstawa. W moim własnym światopoglądzie, Wszechbóg zajmuje ważne miejsce, ale nie jest to rola hmmm robocza. Nie zwracam się do Metawszechświata o pomoc w moich sprawach, bo ma to tyle samo sensu, co zwracanie się do morza o pomoc w podlaniu ogródka. Uważam, że skoro istnieje wielu Bogów, którzy bądź wyłonili się z Wszechboga, bądź stanowią Jego części, to nastąpiło to po coś; i, jak pisałem w innym wątku (tym o runach), gdy zwracam się do Bogów różnych kultur, robię to na odrębnych rytuałach, traktując każde Bóstwo osobno. Z drugiej strony warto pamiętać, że i w Przyrodzie różnorodność wzięła się z czegoś, ze wspólnego korzenia; kozioł nie jest myszą, ani lew papugą, ale wszystkie zwierzęta (i my ludzie) mają wspólny pień ewolucji, podobnie rośliny. Najcenniejszy jest zawsze stan obecny, bo to o niego musimy się troszczyć, ale ważna jest też świadomość historii i pochodzenia.
Pozdrawiam!!
w.