rawimir napisał(a):
A ja mam wątpliwości, czy pogaństwo, o którym pisze Poświst jakoby żyjące wśród ludu, jest rzeczywiście pogaństwem.
Nie jest. To raczej ślad po nim w warstwie obrzędowej, w rytuale. Tak archaicznym, że nie jest nawet uświadamiane jako rytuał i mówi się o nim przesąd.
rawimir napisał(a):
Tytułem eksperymentu - gdyby nagle ludzie przestali wierzyć w Jezusa, czy wróciliby do dawnych wierzeń?
Tego nie wiem, ale podobnie jak Ty nie sądzę. Dokładnie do dawnych wierzeń pewnie nie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. Jednak można wejść ponownie do tej samej rzeki. Stąd pewnie rejestracja Asartu w Islandii jako religii o statusie równym chrześcijaństwu. Gdyby nagle zniknęło chrześcijaństwo pozostałaby stara warstwa obrzędowa (bo i tak istnieje). Dla niej odtworzono by część znaczeń, część znaczeń nadano by nowych, nie istniejących wcześniej. Ta sama rzeka, inna woda.
rawimir napisał(a):
Poświst, co masz na myśli mówiąc o "pogańskiej" moralności.
Nie sądzę, żeby była jedna moralność, którą można nazwać pogańską. Nie sądzę też, że moralność ludowa z Twoich stron jest taka sama jak moralność mieszkańców tej ziemi przed przyjęciem chrześcijaństwa.
Pewne aksjomaty chrześcijaństwa całkowicie nie przyjęły się mimo głoszenia ich u nas od 1000 lat. Na przykład groźba wiecznego cierpienia za cudze grzechy (grzech pierworodny) jest tak abstrakcyjna, że podczas badań respondenci uznają chrzest za zwyczaj, za przyjęcie w szeregi chrześcijan, za rytuał w znaczenie którego nie wnikają. Do głowy im nie przychodzi, że to ratunek przed wiekuistym cierpieniem. Dzieci uważa się za niewinne i czyste bez względu na chrzest. Grzech Adama i Ewy to ich grzech i ich sprawa.
Tzw. "czystość" przedmałżeńska to już w ogóle przekręt.
Konieczność uczestnictwa we mszy - wyniki badań kościelnych dot. uczestnictwa we mszy utajniono (nie opublikowano mimo szumnych zapowiedzi). Raz, bo księża nagminnie zawyżali statystyki chcąc by ich parafia wyglądał nieco lepiej (też ciekawa moralność
, dwa mężczyźni nawet jak przychodzili na mszę to zazwyczaj stali przed kościołem. Najważniejszy obrzęd obcowania z Bogiem jest całkowicie lekceważony przez większość niby chrześcijan.
Słusznie zauważasz, że jednak moralność w społeczności musi istnieć i istnieje. Ale jaki ma punkt odniesienia? Chrześcijański? Jeśli społeczność w stosunku do najważniejszych "prawd" chrześcijaństwa ma stosunek lekceważący to zapewne respektuje moralność nie stamtąd rodem ale taką jaka obowiązuje na danym terenie od wieków, oczywiście ewoluując. To czy jesteś ochrzczony
coraz mniej ludzi interesuje. Czy jesteś odszczepieńcem od panujących obyczajów, owszem interesuje. Możesz żyć na kocią łapę (sakramenty! to od sakrum
) ale nie wolno ci zdradzać lokalnej społeczności np "zakablować".
Prof. Karol Modzelewski w "Barbarzyńska Europa" daje dziesiątki takich przykładów. Od Anglii (np system ławników orzekających o winie a sędzia orzeka jedynie wysokość kary) do niby chrześcijańskich świąt. Od ludowych obyczajów do norm moralnych kształtujących prawo (np możliwość odmowy zeznań jeśli sprawa dotyczy bliskiej rodziny).
Temat rzeka. A Modzelewski przefajny.
Nie twierdziłem, że tli się w ludzie pogaństwo. Pisałem o odczuciu, że otacza mnie stara warstwa obrzędowa, rytualna, przedchrześcijańska. Nieuświadamiana jako pozostałość religii, i tak jak piszesz, należąca już do folkloru. Gdyby chrześcijaństwo było spójnym systemem może nie zwróciłbym na to uwagi. Jednak rozminięcie się idei z praktyką i to nawet wewnątrz struktur kościoła, czyli hipokryzja a dodatkowo olbrzymia ilość niekonsekwencji w jakoby świętej księdze zrujnowały szanse na zdobycie mego zaufania. W efekcie, zrażony, zwróciłem uwagę na to co kształtuje obyczaj, zachowanie, identyfikuje, a chrześcijaństwem nie jest.
rawimir napisał(a):
Byłbym też ostrożny nazywając moralność głoszoną przez KRK sztuczną moralnością z Azji Mniejszej. Moralność jest czymś żywym. Jeśli ktoś zafascynowany dekalogiem postanawia żyć w zgodzie z tymi nakazami, przyjmuje je za swoje, w takim wypadku nie można mówić, ze ta moralność jest sztuczna.
Oczywiście, że idee wędrują. Sztuczność moralności chrześcijańskiej, moim zdaniem, polega na tym, że deklaracje prawie całkowicie rozmijają się z praktyką. Po prostu ten system nie zaskoczył. Istnieje głównie w warstwie teatralnej a i tak najlepiej funkcjonuję te fragmenty, które zaadoptowały wcześniejsze obyczaje. Z datami świąt włącznie. Zapewne nie u wszystkich jest tak jak przedstawiam, można przytoczyć wiele przykładów olbrzymiego heroizmu chrzescijańskiego (np Kolbe). Na co dzień jednak kierujemy się nieco innym systemem niż dekalog (o reszcie nakazów i zakazów nie wspominając). A "nie zabijaj" nie jest patentem chrześcijan. Było znane wcześniej i uznawane później. I łamane przez innowierców i przez chrześcijan także.