Annelie napisał(a):
Acha, już rozumiem.
W skrócie: w Twoim pojęciu bycie poganinem to to co napisałeś - Twoje prawo.
chyba jednak nie rozumiesz, bo ja przecież nie pisałem o tym CO TO ZNACZY BYĆ POGANINEM. To jest kwestia indywidualna w dużej mierze.
Annelie napisał(a):
W moim: bycie poganką w szerszym-społecznym znaczeniu to te wszystkie spotkania/zloty itp, o których pisałam, a dodatkowo to bycie poganką we własnej ścieżce co jest moją prywatną sprawą i bliskich mi osób, z którymi tworzę sacrum (od własnej codziennej praktyki, przez domowy ołtarz i rytuały z najbliższymi, po rytuały z gronem przyjaciół nad rzeką/w lesie/gdzie nam się chce) o których nie ma potrzeby pisać na forum i robić z nich oficjalnych rzeczy.
hmmm... no jeśli Tobie do szczęścia wystarczą spotkania, zloty i odprawianie rytuałow... to faktycznie: jesteśmy subkulturą. Bo czym to rożni się od spotkań, zlotów i rytuaów (np. koncertów itp) w subkulturze punkowej, metalowej, hip hopowej itd? Jeśli nie dostrzegasz znacznie głębszej idei w kontakcie z duchami i bogami, których nie da się w wiekszości zrobić przy domowych ołtarzykach... to biada nam!
Annelie napisał(a):
Niejedna osoba z nas ma swój kawałek ziemi, las, krąg kamienny. Nie musimy nikogo o nic prosić poza lasem, który daje nam czasem schronienie i to naprawdę nie jest romantyczna wizja tylko realia. Po prostu są to miejsca, w których jest się z przyjaciółmi.
fantastycznie... a więc może nie jest tak źle
chętnie poznam takich ludzi, chętnie za ich pozwoleniem odwiedzę takie miejsce
Annelie napisał(a):
Szczerze mówiąc zupełnie nie wiem skad bierze Ci się przekonanie że te rzeczy, które nazywasz "radosnym przegadywaniem" to jest wszystko co robią poganie. To są rzeczy, które poganie robią społecznie. Ponieważ większość z nas na forum zna się osobiście to miejsce na rozmowy o tym gdzie jest nasza świątynia jest twarzą w twarz.
Więc ufam, że należyszz do wyjątkowej grupy neopogan... nie spotkałem bowiem takich, którzy by podczas spotkań poruszali choćby kwestie religijne czy okołoreligijne (poza kilkoma wyjątkami). Chętnie rownież (za Waszym przyzwoleniem) spotkam się z Wami i ja, żeby wreszcie odczuć bliskość tejże świątyni
Annelie napisał(a):
Ścieżki pogańskie z założenia nikogo nie nawracają, nie reklamują się, są ścieżkami ludzi świadomych swojej drogi. Ludzi, którzy w gronie osób im bliskich mają i miejsce i czas na to, żeby celebrować coś razem.
cóż... zaskoczyłaś mnie jedynie faktem przypisania mi potrzeby nawracania na pogaństwo. Gdzież ja tą myśl przemyciłem... zaskakuję sam siebie?
A tak bardziej poważnie. Rozumiem, że to odpowiedź na moje zapytanie ws. pogańskiej poezji czytanej tylko przez samych pogan?
A gdzież tu motyw nawracania? I gdzie jest jakiś problem w popularyzacji naszych poetów? I gdzie jest problem w tym, żeby zrobić, wyprodukować i dobrze sprzedać film (nie dokumentalny - zwyczajnie przygodowy), którego akcja i scenariusz pokazuje w ciekawy sposob np. wierzenia słowiańskie, albo szamańskie... To co piszesz pasuje znacznie lepiej do filozofii hippisów niż do dawnych choćby Słowian, którzy swoim dzieciom życzyli dobrej sławy już przy nadawaniu imion
Annelie napisał(a):
Cytuj:
Jeśli chcemy cokolwiek dokonać - najpierw powinnismy zgromadzić odpowiednie zasoby finansowe... więc szkoda, ze tego nie dotyczą dyskusje i konferencje
Tak? Ostatnia konferencja PFI była właśnie poświęcona zbiórce pieniędzy. Na pomoc koniom.
nieeee... no teraz to mnie już po prostu zastrzelilaś
A moi przodkowie sprzed tysiąca lat to by się chyba posikali ze śmiechu. Bez urazy, ale na prawdę to śmieszne.
Po pierwsze: z całym szacunkiem do świata przyrody, ale który z ludow, do których bezpośrednio lub posrednio odwołuje sie neopogaństwo odnosił się z tak wielka atencją do zwierząt? Nie dostrzegasz na prawdę naleciałości New Age, ruchów hippisowskich i ekologicznych w tym, co napisałaś? Oczywiście, możemy New Age też wciągnąć na listę neopoganską i mieć to z głowy... ale mnie to jakoś nie zadowala
Po drugie: to trochę jak zbiórka kulawych na rzecz garbatych... podczas, gdy kulawi sami potrzebują pomocy. Problem chyba w tym, że zebrali sie do kupy i nie maja dalej pomysłu, co dalej z tą swoją zbiorowością począć... więc moze... więc może... hmmm... wiem! zróbmy zbiórkę na konie, to takie szlachetne i w ogóle! Ja to traktuję jak temat zastepczy z braku pomysłów na działanie.
Po trzecie: Załóżmy, że uda się Wam przekonac mnie, że sie myliłem, że zbiórka na konie to rzecz ważna. I co? otoż to, że zbiórka to taka ładna akcja, która jest szumna, ale jednorazowa... fajnie uspokaja sumienie i pozwala myślec o sobie - jaki to ja jestem szlachetny! I co dalej? To tak samo jak zbiorki na domy dziecka (szczerze mówiąc wolałbym uczestniczyć właśnie w takiej) - jedna zbiórka i co... za tydzień dzieciaki wracają do tego samego, głodnego punktu wyjścia? No tak, ale my jakby co to jesteśmy czyści - zrobilismy zbiórkę!!! Gdybyśmy chcieli na prawdę pomoc (koniom czy dzieciom...to już rzecz wtórna) to powinnismy właśnie na dzieńdobry zająć się tym, abyśmy indywidualnie i zbiorowo rozwijali swoje możliwości finansowe i zdolności gospodarcze. Bo gdyby były wśród nas PORZĄDNE pieniądze i to oparte na mechanizmach gospodarczych (firmy, spółki, ewentualnie fundacje, ale one są zawsze i tak na garnuszku), to byśmy nie robili jakichś jednorazowych zbiórek, ale stworzylibysmy taki mechanizm gospodarczy, który sam by sie utrzymywał ratując życie takim istotom, jakie sobie tylko wymyślimy (konie, rysie, wilki... ludzie). Może jakieś specjalne gospodarstwo agroturystyczne, gdzie te konie mogłyby być oglądane i w ten sposób utrzymywane? Może własnie jakiś film z ich udziałem, po którym wzrasta możliwość zwrocenia uwagi na problem tych koni wśród większej grupy ludzi?
Szkoda, że o takich sposobach nie dyskutowano na tej konferencji tylko zdecydowano sie na najprostsze i najmniej trwałe rozwiązanie - zbiórkę
A tak nawiasem mowiąc... co to ma wspólnego z rozwijaniem naszych możliwości finansowych??? Jak widzisz na przykładzie koni - bez finansów ani rusz! Tymczasem wśród neopogan często (jak mam wrażenie) jest problem ze zrzutką na salę w knajpce, żeby pogadać tylko we własnym gronie (choć na piwo braku funduszy nie stwierdziłem
), a gdzie tu mówić o wzmacnianiu finansow? To jest rzecz do przedyskutowania w pierwszej kolejności
Annelie napisał(a):
Jeśli gromadzimy pieniądze to w większości na takie cele - natura daje nam wystarczająco dużo miejsca na świętowanie jej cykli.
Wiesz, może my w jakichś innych krajach żyjemy? Natura-naturą, daje tyle samo miejsca na moje ceremonie jak i miejsca dla grzybiarzy, wedkarzy, biegaczy-ammatorow, właścicieli psow, spacerowiczów itd itd. Jakoś nie mam ochoty ceremoniować na ich oczach, zwłaszcza, że ten kraj nie słynie z tolerancji, a wręcz z histerycznego katolicyzmu, który jest wrogiem wszystkiego co nieswoje (z rogatym poganinem na czele). Wiele razy miałem do czynienia z miejscami, które wydawały się odludne, a potem jednak wciąż pojawiali się nowi goście... a przecież nie mieszkam nawet w mieście! Trudno mi wyobrazić sobie skupienie się na czymkolwiek (ceremoni, rytuale, transie, śpiewie, tańcu) mając świadomość, że w każdej chwili może przyjść obcy człowiek. Nie mam jakoś ochoty stać się dla kogoś źródłem rozrywki
Annelie napisał(a):
Wydaje mi się mimo wszystko
że częściowo rozumiem Twój tok rozumowania (ale popraw mnie jeśli się mylę) - czasem rozmawiamy o tym, że dobrze byłoby stworzyć miejsce, które jest czymś w rodzaju pogańskiej wioski, gdzie stale mogą odbywać się ceremonie, warsztaty, gdzie są ludzie, którzy mają formalne prawo udzielać pogańskich ślubów, gdzie pogańskie dzieci mogą razem się bawić i uczyć natury wokół. Uważam jednak, że żeby do tego doszło sporo jeszcze się musi zmienić.
cóż... mogę potwierdzić, że
całkowicie mnie nie zrozumiałaś :)
wspólna wioska, to na tym etapie organizacji neopogaństwa w polsce w moim mniemaniu kompletna mrzonka! To co jest na tym etapie możliwe do wykonania, to indywidualnie tworzone miejsca, gdzie moglibysmy FAKTYCZNIE być sami ze sobą. Ewentualnie takie miejsca mogłyby być tworzone przez małe i zgrane grupy, ale nie w sensie zamieszkiwania tam wspólnego, ale w sensie wykupu i utrzymywania np. ziemi
Ale aby to zrobić - trzeba mieć pieniądze. Aby miec pieniądze - trzeba je zarabiać, najlepiej regularnie, bo jednorazowe zbiórki są skazane prędzej czy później na porażkę. Aby tworzyć jakieś grupy ludzi zdolnych do takich inicjatyw (a cóz dopiero do wspólnego zamiesziwania we wspólnej wiosce) trzeba, aby tych ludzi łączyło cos więcej niż opisywane przez Ciebie związki towarzyskie... bo wszystko jak zawsze rozbije się o pieniadze. A zatem dobrze byłoby, aby powstawały także jakieś związki natury gospodarczej między ludźmi, a nie tylko towarzyskiej i związane z zainteresowaniami (sorry, ale jak pisałem; trudno nazwać mi religią coś, co ma wszystkie znamiona subkultury... chyba, że wskazesz mi , gdzie sie mylę)
Ty zdajesz sie patrzeć na sprawy rodzimowierstwa w sposob niezwykle romantyczny i to w wykonaniu dzieci-kwiatów. Jakieś braterstwo z końmi, jakieś rozmowy i ceremonie we spólnym gronie, jakaś poezja czytana tylko kilku znajomym dokoła... Wybacz, ale nic nie wskazuje na to, aby moich praszczurów interesował ten punkt widzenia. Za to interesowały ich z pewnością: sława, zdrowie, potomstwo, bogactwo (a przynajmniej sytość). I aby to wszystko mieć - chcieli miec też przychylność bogów, więc ile mogli z tego bogactwa - przeznaczali na rozwój ich kultu. W zamian otrzymywali a to błogosławieństwo w polu, a to na polowaniu, a to w boju, a to w zdrowiu... jak widzisz jedno wspomagało drugie i na odwrót. I nie chodziło o pogaduszki i wymianę opinii w gronie przyjaciół, ale (brutalnie mówiąc) o biznes między światem ludzi a swiatem bogow: Wy nam zwycięstwo - my wam ofiarę. Wy nam dobre plony - my wam nowy dach w światyni (nie koniecznie w tej kolejności)
A to co Ty piszesz jest przełożeniem starej idei ruchu hippisów (choćby sławetne komuny hippisowskie, które wypaliły sie po 5-10 latach) w dodatkiem New Age, a nie neopogaństwem (neo oznacza nowy, ale nie zrywa silnego nawiązywania do drugiego członu tego określenia - pogaństwa. Tak jak Neogotyk tylko wtedy jest neogotykiem, kiedy - co prawda za pomocą współczesnych rozwiązań - kontynuuje "myśl" gotyku w dziedzinie stawiania budowli)
i jeszcze dwa słowa do Pośwista... a kto powiedział, że do tego tematu wstęp młodszym jest wzbroniony? Jak widzisz nie rozmawiamy tu o dzieciach, więc po co mielibysmy pisać cokolwiek w tamtym dziale? Swoją drogą bardzo ciekawym jest to, że młodsze osoby postrzegają te starsze jako różne od siebie jedynie przez pryzmat posiadania dzieci, co wiąże się z pewnymi ograniczeniami np. mobilności
Ja nie mam dzieci i co?
Różnica między nieco starszymi a nieco młodszymi polega często (nie zawsze) na zmienie perspektywy postrzegania pewnych spraw, a to wiąże się ze zmianą rol społecznych, zgodnie z powiedzeniem, że punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Nie wiem drogi Poświście w jakim jesteś wieku... może nawet w moim? Ale dla dookreslenia co mam na myśli proponuję np. komus w wieku studenckim prowadzić dyskusję z nawet najbardziej rozgarnietym gimnazjalistą. Jest kwestią czasu, aby stwierdzić, że gimnazjalista pewnych rzeczy zwyczajnie nie zrozumiał w wypowiedzi studenta. Dlaczego? Bo jest głupszy? Nie! Może być nawet bystrzejszy! Ale nie zna uwarunkowań roli społecznej jaką reprezentuje student i poruszane przez studenta sprawy rozpatruje pod kątem własnego doświadczenia.
Dlatego uważam, że dobrym pomysłem jest taki kącik emeryta ;P Co nie znaczy, że ludzie młodsi nie mają tu wstępu, albo nie mogą się wypowiadać