Jako małą ciekawostkę podam swój przypadek.
Jestem nativem trilingualnym (polski, angielski, niemiecki, chociaż ten trzeci wyblakł po 10 latach przerwy), i wierzcie mi - jakieś pół mojego życia było poświęcone odnajdywaniu tożsamości, co nieodłącznie wiąże się z językiem. Z odnalezieniem języka "wyjściowego" - to znaczy, po prostu takiego, w którym najpełniej mogłabym się modlić, uprawiać sztukę, wyrażać miłość.
Czy znalazłam? Nie. Po prostu z czasem zaczęłam pojmować, że mój umysł sam naturalnie dobiera sobie język do sytuacji, uczucia, intencji. Działo się to zupełnie spontanicznie. Reguła jest mniej więcej taka: zaklęcia po angielsku, modlitwy-śpiewy po angielsku, modlitwy-prośby po polsku, spontaniczne pytania filozoficzne po niemiecku, zaawansowana filozofia po polsku. Miłość po polsku, bo kocham Polaka.
Wyjątkiem są sny. W snach zdarza mi się operować wszystkimi trzema językami naraz.
Dziś, gdy jestem w fazie precyzowania i konkretyzowania swojej ścieżki duchowej, zauważam, że do modlitw, zwłaszcza druidycznych, natychmiast przestawiam się na angielski, nawet jeśli ludzie wokół mówią po polsku, i nawet jeśli mam zamiar celebrować święto po polsku. Czuję podskórnie, że niektóre słowa, właśnie w angielskim, mają wtedy wyraźny aspekt magiczny.
Ale jest jeszcze jedna, niesamowita sprawa związana z dwujęzycznością, w wymiarze duchowym. Tłumaczenie. Na co dzień tłumaczenie jest żmudną pracą, wymagającą skrupulatności i umiejętnego wyszukiwania terminów.
Ale jeśli mam tłumaczyć teksty/słowa o znaczeniu religijnym, magicznym - akt tłumaczenia, wierzcie lub nie, staje się aktem nie intelektu, lecz duszy.
Siadam, patrzę - i czytam na głos, spontanicznie, jednym tchem w języku docelowym. Moment tłumaczenia, przejścia słów przez ten filtr językowy - jest nieuchwytny, jakby słowa były dyktowane przez bóstwo, które chce, aby wszyscy je zrozumieli.
I jest to dla mnie moment iście mistyczny.
Mam wtedy nadzieję, że słuchający poza zrozumieniem literalnym tłumaczenia (tłumaczyć można na wiele sposobów tak, by sens został przekazany), poczują to co jest zawarte między słowami.
Nie wiem, czy rozumiecie, co mam na myśli...
Multilingualizm daje wspaniałe możliwości doświadczania duchowości. Można wtedy dać z siebie, przy tłumaczeniu dla innych, naprawdę wszystko - mając naturalne porównanie obu języków, i potrafiąc wyrażać wszystko, co się przeżywa, w obu językach.
Myślę, że w tak międzynarodowej organizacji jak PFI muszą być osoby bilingualne, które mogłyby pomóc w takich tłumaczeniach. A na pewno będzie ich wkrótce sporo, jako że nasz polski naród mnoży się na Wyspach bardzo aktywnie
