Prawdę mówiąc nie myślałem nawet o tym, by poczynić taką dystynkcję (druidyzm wyspiarski - kontynentalny). Ruch druidyczny jawił mi się raczej jako nieco "eklektyczna" i otwarta na wpływy innych tradycji całość. Elementem spajającym wszystkie te "leśne ścieżki" wydawała się właśnie idea powszechnej jedności wszystkich istnień. Ja sam myślę o sobie jako o druidzie ale odwołuję się raczej do Bergsona, stoików i presokratyków niż do "Panoramiksa".
Tyle gwoli wyjaśnienia. Oczywiście zgadzam się z Tobą, istnieją różnice między druidyzmem wyspiarskim i kontynentalnym; po prostu do tej pory nie wydawały mi się one istotne. Tak jak nieistotne wydają mi się rytuały i rekonstrukcje. Prawdopodobnie jest tak dlatego, że jako poganin "nawrócony" z radykalnego ateizmu, mogę zaakceptować tylko religijność/duchowość poza-wspólnotową i poza-rytualną, jeśli wiesz co mam na myśli. Oznacza to, że nawet gdyby istniała w moim najbliższym sąsiedztwie taka grupa rekonstrukcjonistyczna, to mimo mojej wielkiej sympatii dla takich inicjatyw, wolałbym posiedzieć gdzieś "na łonie natury" i pomedytować niż uczestniczyć w druidycznej uroczystości.
Na twoje "pytanie otwarte", o to ile doświadczenia mistycznego jest w rytuałach i obrzędach odpowiadam:
Moim zdaniem publiczne i niepubliczne obrzędy, rytuały itd. nie niosą ze sobą żadnej istotnej treści (lub niosą jej bardzo niewiele). W lesie czuję się bliższy Sacrum niż w jakiejkolwiek świątyni (to oczywiście iluzja, bo "bóg-natura" jest wszędzie
). Chodzi raczej o to, co się robi, niż o to gdzie się jest. Medytację przedkładam ponad gesty, tańce przy ognisku i tego typu sprawy. Chociaż tańce przy ognisku też są fajne i potrzebne.
Tin napisał(a):
[...] na kontynencie istnieje wiele mniejszych, prężniejszych grup idących bardziej w stronę rekonstrukcjonizmu, które bardzo fajnie, konkretnie rozwijają kult, obrzędowość i filozofię (dogmą bym tego nie nazwała). Druidyzm z pewnością wchodzi w Europie w fazę konkretyzowania - tzn. łączenia go z rekonstrukcjonizmem konkretnej ziemi i epoki - co, moim zdaniem, jest pozytywnym zjawiskiem.
Zgadzam się z Tobą, sądzę jednak, że to jedynie "wisienki na torcie" a nie danie główne (doświadczenie jedności).
Z epikurejskim pozdrowieniem!