Rutilius:Cytuj:
Może i tak jest, ale ilu wyznawców wchodzi na "poziomy ezoteryczne"? Może jest to istotne dla 1-2%, dla 99-98% istotne są rytuały, przekazy, mity, duszpasterstwo, sakramenty i przede wszystkim, pewna forma etyki. Dla tych 1-2% religia jest w zasadzie niepotrzebna, poradziliby sobie doskonale bez niej, dlatego uważam, że błędem jest definiowanie religii w oparciu o te przypadki.
Widzisz, mamy zatem zupełnie inne podejście: ja określam rdzeń religii poprzez to, co jest w niej nieredukowalne i specyficzne tylko dla niej, a ty poprzez to, co jest najłatwiejsze do zaobserwowania, najbardziej rozpowszechnione. Myślę, że oba te podejścia są uprawnione, jednak ta zewnętrzna strona religii jest też tym, co jest najbardziej zmienne, podlegające wpływom kulturowym, przemijające.
Cytuj:
To już kwestia psychologii, a nie "merytoryki", a w psychologii jest tyle interpretacji ile w teologiach chrześcijańskich albo i więcej. Osobiście nie przekonuje mnie ten akurat podział emocji na pozytywne i negatywne. Dla mnie miłość może być równie negatywnym i niszczącym uczuciem jak nienawiść, a nienawiść jest równie potrzebna jak miłość. Czy takie wartościowanie uczuć niezależnie od ich przedmiotów i natężenia, nie jest aby również pokłosiem chrześcijaństwa?
Zwracanie uwagi na motywację i uczucia niewątpliwie wiąże się u mnie ze „zboczeniem zawodowym”. Ty masz inne: traktujesz serio doktryny i to, co ludzie mówią o swych wierzeniach.
Jeśli zaś chodzi o wartościowanie uczuć, to w moim przypadku jest to bardziej „pokłosie” psychologii, jak też buddyzmu i hinduizmu, ale znalazłabym też odpowiednich greckich filozofów (jakoś nie pamiętam filozofa, który wychwalałby kierowanie się lękiem czy złością)

. Poza tym nie mówimy o wartościowaniu uczuć niezależnie od ich przedmiotów i natężenia- w kontekście naszej rozmowy przedmiotem uczuć jest chrześcijaństwo, a natężenie dotyczy różnicy między krytyką elementów chrześcijaństwa, a zwalczaniem chrześcijaństwa w ogóle.
Emocje mogą być negatywne zarówno w tym sensie, że zaciemniają obraz, powodują wybiórcze postrzeganie elementów rzeczywistości, ale też przez to, że wiążą nas z obiektem uczuć.
Cytuj:
Cele dość wyraźnie zdeklarowaliśmy dwa lata temu (załoga antychrysta).
Ok. Odnosiłam się bardziej do dyskusji w tym wątku i w wątku o asatru.
Cytuj:
Przede wszystkim oczyszczenie własnego umysłu z tych zakłamań, które chrześcijaństwo nam, i naszej kulturze wsączyło, a w tym celu konieczne jest zrozumienie, na czym te zakłamania polegają.
Rozumiem takie oczyszczenie, przeszłam przez to. Dlatego mogę to zaakceptować jako etap, towarzyszący zmianie światopoglądu i religii. Natomiast kiedy już zakończyłam ten etap, nie czuję, by sensem mojej ścieżki było zwalczanie chrześcijaństwa.
Cytuj:
A ile znasz Kościołów chrześcijańskich, które nazywają swój przekaz mitem? Które go za mit uznają? Gdyby to uznały, to niewątpliwie dość znacząco osłabiłyby swój szkodliwy (jak uważam) charakter, przynajmniej w pewnej sferze - poznawczej. Ale chrześcijaństwo traktuje swoje mity jak historię, która się faktycznie i dokładnie tak się wydarzyła, a zatem mamy prawo przykładać do tych mitów narzędzia historyczne. Mierzymy ich miarą, jaką sami siebie mierzą. To chyba uczciwe, nie sądzisz?
Dostrzegam znaczącą ewolucję w tym względzie. Kiedyś wszystkie mity traktowane były dosłownie. Obecnie, pod wpływem osiągnięć naukowych, ale też zmiany interpretacji doktryny, większość chrześcijan postrzega mit o stworzeniu świata jako metaforę. Podobnie kiedyś piekło i niebo traktowane były dosłownie, jako miejsca, do których się trafia po śmierci. Dziś, nie dość że część chrześcijan w ogóle nie wierzy w piekło, to traktuje się je bardziej... hm, mistycznie – jako stan oddzielenia duszy od Boga, analogicznie - niebo.
Te zmiany są bardzo wolne, to prawda, ale wyraźnie widoczne. Zatem trzymam kciuki za postępowych chrześcijan
Cytuj:
Pomijając już ewentualne chrześcijańskie korzenie relatywizmu.
A ja bym pogrzebała w teoriach sofistów
Cytuj:
To przypomnij sobie choćby najrozmaitsze afery "biskupie" (Paetz, Wielgus i in) i księżowskie. Dopiero obecnie się to zmienia (dosłownie na dniach -tygodniach), ale dotąd stosowano wulgarny personalizm: potępiamy grzech, a nie osobę, to też człowiek, ma swoją godność, nawet jak zgrzeszył, któż z nas jest bez grzechu itp. itd. (...)No i nie zaprzeczysz źródłom tej popularnej wymówki "..niech pierwszy rzuci kamień"
Powiem tak: ukrywanie swojej winy, „zamiatanie sprawy pod dywan” i używanie wymówek, nie są specjalnością tylko chrześcijan. Generalnie potrafią to nawet nasi kuzyni – szympansy
A że używa się takiej wymówki, jaka jest „pod ręką”, to w naszej kulturze będzie to wymówka chrześcijańska, a w innej kulturze – inna. Używając psychologicznej terminologii: wymówka jest tu racjonalizacją, ukrywającą prawdziwe motywy.
Nawiążę jeszcze do fragmentu odpowiedzi, jaką udzieliłeś Hakkenowi:
Cytuj:
Podkreślę jeszcze raz, by nie zostało przeoczone: krytyka nie dotyczy wszystkiego co chrześcijańskie tylko dlatego, że jest chrześcijańskie. Nie krytykuję architektury gotyckiej czy chorału gregoriańskiego, filozofii scholastycznej czy wielu innych rzeczy tylko dlatego, że są chrześcijańskie.
Hakken przytoczył oczywistą prawdę, że nasza kultura jest związana z chrześcijaństwem. Ty przyznajesz, że nie wszystko, co chrześcijańskie, jest złe. A ja przewrotnie zapytam: czy wśród tych kilkuset wpisów na portalu antychryst jest choć jeden, w którym chwalisz chorały gregoriańskie albo jeden, w którym doceniasz wkład chrześcijaństwa w rozwój sądownictwa w Europie lub cokolwiek w tym stylu?