Draki napisał(a):
Dla mnie żeby coś było science fiction to potrzebne jest trochę "science"
. SF to Lem, Bułyczow i im podobni - tam gdzie faktycznie filozofia naukowa, futurologia ma jakieś znaczenie dla fabuły i do tego posiada jeszcze ręce i nogi w jakiejś choć szczątkowej logice.
Drakusiaku drogi, to o czym mówisz to jest tzw. "hard sci-fi". ;P Avatar jest Sci-fi, tylko bardziej fi niż sci.
Ale to nie odejmuje mu tego uwielbianego przez ludzi szufladkowania.
Hakken napisał(a):
Ech gdyby to tylko było szukanie kiczu na siłę to było by naprawdę dobrze. Tu jednak mamy bezapelacyjne piękno wizualne i niestety kiczowata fabułę. Fakt, dobrze i strawnie podaną, ale wciąż tak kiczowatą, ze aż zęby bolą.
Sławku, przyjacielu drogi, mam wrażenie że mylisz słowo "kicz" ze słowem "cliche". Avatar jest jak najbardziej cliche i tam nie ma absolutnie nic nowatorskiego w kwestii fabularnej, ale do kiczu - jednak mu troszkę daleko. ;]
Hakken napisał(a):
Nie prawda, Space Opera polega na epickich i romantycznych przygodach dziejących się w sceneriach kosmicznych. Dlatego tak ujmując to wszystkie trzy produkcje należą do tego gatunku i co byś nie zrobił to Star Trek dalej będzie Space Operą.
Przykro mi, ale Lucky ma wg mnie nieco więcej racji. W życiu bym nie pomyślał, żeby ST nazwać Space Operą, albo stawiać w jednym szeregu z (takimi potworkami
) Star Wars. No i powiedzieć, że ST jest romantyczne... @_@ Ok, są odcinki TNG typu "We'll always have Paris", ale naprawdę... Proszę... *chowa się w kącie i zaczyna płakać*
Aha - jeszcze jedno. ST to nie jest jeden jednolity twór. Masz TOS (który jest legendarny, wprowadza wiele nowych idei i moralizacji, oraz nie da się go oglądać
), TNG który jest pomostem między ambitnym TOS oraz... VOY, który przypomina jako żywo kino akcji i czystą, excuse le mot, napierdalankę. Innych na razie nie ruszałem, więc się nie wypowiadam...
EDIT:
No, jeszcze DS9, ale to tylko urywki z dawnych lat.
Hakken napisał(a):
To, że Star Trek jest uznawany za Space Operę (i to wręcz sztandarowy przykład gatunku) nie jest tylko moim pomysłem. Mówią tak o nim krytycy, filmolodzy i generalnie ludzie, którzy zajmują się teorią filmu.
Patrz wypowiedź o szufladkowaniu... Poza tym, to że jedna mądra głowa tak stwierdzi, nie znaczy że od razu staje się to prawdą. Sam dobrze wiesz, że nauki humanistyczne to jeden problem i dziesięć odpowiedzi. Nie chciałbym sytuacji, w której przerzucamy się krytykami filmowymi, którzy prezentują inne podejście, ale sam rozumiesz o co mi chodzi. ;]